Dzień dobry, Pani Emilio. Co zainspirowało Panią do założenia Akademii Nauki w Białymstoku?
O szybkim czytaniu i przetwarzaniu informacji dowiedziałam się od swojej polonistki w liceum (a były to lata 90.). Na lekcji, kiedy omawialiśmy, Chłopów Reymonta powiedziała, że przeczytała książkę w 3 czy 4 godziny, gdzie cała klasa męczyła się tygodniami. I to mnie zastanowiło, że ja w sumie też bym tak chciała. Niedługo potem, na początku studiów nadarzyła się okazją, żebym uczestniczyła w kursie szybkiego czytania w Poznaniu w siedzibie Akademii Nauki. Oczywiście skorzystałam z okazji i tak od słowa do słowa pół roku później otworzyłam własną placówkę w Białymstoku. Muszę powiedzieć, że to mi się w życiu po prostu przydarzyło, a ja tylko poszłam w tym kierunku i tak jest do dziś.
Na rozgrzewkę zacznijmy od Pani specjalizacji — od prawie trzech dekad z powodzeniem działa Pani w branży edukacyjnej. Czy uważa Pani, że edukacja w Polsce wymaga zmian? Jeśli tak, w jakim kierunku powinny one iść?
Zdecydowanie tak — polska edukacja pilnie potrzebuje zmian. System wciąż opiera się na przestarzałych metodach nauczania, przeładowanym programie i niewystarczającym wsparciu zarówno dla nauczycieli, jak i uczniów. W praktyce wciąż tkwimy w modelu z epoki przemysłowej, zaprojektowanym pod potrzeby XIX wieku, nie XXI. Owszem, próby modernizacji się pojawiają, ale są chaotyczne i powierzchowne. Uczy się dzieci rozwiązywania testów i trafiania w klucz odpowiedzi, zamiast rozwijać ich krytyczne myślenie, umiejętność analizy czy kreatywne podejście do problemów.
Zauważam też rosnący problem braku rozumienia czytanego tekstu – dzieci, młodzież, a nawet dorośli mają trudność z czytaniem ze zrozumieniem i zapamiętywaniem treści. Wkuwają, byle zaliczyć, a potem zapominają. Do tego dochodzi brak indywidualizacji – nie każdy musi być asem z matematyki (choć matematycy pewnie się oburzą). Sama mam humanistyczny umysł, a od prawie 25 lat z powodzeniem prowadzę własną firmę.
Moim zdaniem zmiany powinny iść w kilku kierunkach:
– Więcej praktycznej nauki i krytycznego myślenia – uczniowie powinni uczyć się analizować, współpracować, rozwiązywać problemy, a nie tylko zapamiętywać encyklopedyczne fakty.
– Indywidualizacja nauczania – elastyczność, dostosowanie tempa do możliwości ucznia, realne wsparcie dla tych ze specjalnymi potrzebami.
– Zmiana oceniania – mniej testów, więcej projektów, pracy zespołowej i oceniania kształtującego, które motywuje, zamiast stresować.
– Mniejsze klasy i więcej nauczycieli – lepszy kontakt z uczniem oznacza bardziej efektywne nauczanie.
– Godne wynagrodzenie i mniej biurokracji dla nauczycieli – dziś ten zawód wymaga ogromnej pasji, bo na pewno nie zachęca do niego ani prestiż, ani pensja.
– Nowoczesne technologie i edukacja cyfrowa – interaktywne narzędzia, które dostosowują się do realiów dzisiejszego świata.
– Kompetencje miękkie i emocjonalne – szkoła powinna uczyć radzenia sobie ze stresem, skutecznej komunikacji, współpracy, rozwiązywania konfliktów.
Podsumowując – edukacja nie może być oderwana od rzeczywistości. Jeśli ma przygotowywać do życia, to niech uczy życia, a nie tylko wypełniania testów.
Czy dzieci i młodzież są dziś trudniejszymi „uczniami” niż kiedyś? Jak, według Pani, zmienia się ich podejście do nauki?
Dzieci i młodzież nie są „trudniejszymi” uczniami niż kiedyś, ale na pewno są inni – ich podejście do nauki zmienia się pod wpływem nowych technologii, zmian społecznych i oczekiwań współczesnego świata. Współczesna edukacja powinna uwzględniać ich potrzeby, wykorzystywać technologie, uczyć krytycznego myślenia i dawać więcej przestrzeni na samodzielne odkrywanie.
A jak zmienia się podejście uczniów do nauki?
Współczesne dzieci funkcjonują w świecie pełnym bodźców – media społecznościowe, gry, szybkie komunikaty – co wpływa na ich zdolność koncentracji. Trudniej im skupić się na jednym temacie przez dłuższy czas, dlatego potrzebują bardziej angażujących i dynamicznych metod nauczania. Jednocześnie coraz silniej wyrażają potrzebę sensu i praktyczności – pytanie „Po co mi to?” pada dziś znacznie częściej niż kiedyś. Uczniowie chcą widzieć realne zastosowanie zdobywanej wiedzy, dlatego lepiej reagują na naukę opartą na projektach, ćwiczeniach praktycznych i rzeczywistych przykładach.
Dzięki dostępowi do internetu młodzież staje się coraz bardziej samodzielna w zdobywaniu informacji. Nie ograniczają się już tylko do tego, co mówi nauczyciel, ale korzystają z wielu różnych źródeł. Problem pojawia się jednak w momencie oceny ich jakości – często brakuje im umiejętności weryfikacji wiarygodności tych treści. Dzieci mają też coraz większą potrzebę interakcji i współpracy. Uczą się skuteczniej, gdy mogą działać w grupie i doświadczać, niż wtedy, gdy jedynie słuchają wykładu. Jednocześnie rośnie ich wrażliwość emocjonalna – są bardziej świadome swoich emocji, ale też częściej odczuwają stres i presję. W związku z tym potrzebują nie tylko edukacji, ale również wsparcia psychologicznego i bezpiecznego, przyjaznego środowiska.
Na koniec – oczekiwanie szybkich efektów. Dzisiejsi uczniowie, przyzwyczajeni do natychmiastowej gratyfikacji – lajków, błyskawicznych odpowiedzi w Google czy efektów w grach – mogą mieć trudność z podejściem wymagającym cierpliwości i długotrwałego wysiłku. A to duże wyzwanie dla tradycyjnego modelu nauczania.
Jak przebić się z edukacją w świecie, w którym królują TikTok, Netflix i scrollowanie bez końca?
Przede wszystkim: TikTok i YouTube jako narzędzia edukacyjne. Krótkie, angażujące filmiki — na przykład „Matematyka w 60 sekund” albo „Szybka lekcja historii”. Skoro uczniowie i tak spędzają tam czas, warto dostarczyć im wartościowych treści. Podcasty i audiobooki to kolejny sposób na dotarcie do młodych ludzi, którzy częściej słuchają, niż czytają. A może zamiast podręcznika — nagranie audio z najważniejszymi informacjami. Nie zapominajmy też o grach i symulacjach. Minecraft Education, Kahoot!, Quizizz czy aplikacje AR/VR mogą sprawić, że nauka stanie się naprawdę wciągająca.
Dzieci chcą mieć wpływ na to, jak i czego się uczą — dlatego personalizacja nauki jest kluczowa. Możliwość wyboru tematów, formy projektu czy sposobu przyswajania treści zwiększa ich zaangażowanie. Nauka przez tworzenie — zamiast standardowej rozprawki uczniowie mogą nagrać podcast, stworzyć infografikę albo nakręcić krótki film. Warto też łączyć naukę z realnym światem. Gdy wiedza ma praktyczne zastosowanie, staje się bardziej angażująca. Nauka przez projekty, wyjścia w teren, spotkania z ekspertami — to wszystko działa. I wreszcie: budowanie społeczności. Młodzi uczą się chętniej w grupie, szczególnie gdy czują się częścią czegoś większego. Dlatego warto tworzyć edukacyjne społeczności — zarówno online, jak i offline.
Jaka była Pani największa porażka w prowadzeniu Akademii? Czego się Pani z niej nauczyła?
Na szczęście nie miałam jakiejś spektakularnej porażki, zdarzały się niepowodzenia, ale to nigdy mnie nie złamało, wręcz przeciwnie kiedy jest problem, to szukam rozwiązania. Bywały ciężkie czasy, gdy biznes nie do końca szedł, tak jak powinien, ale zawsze udawało mi się wyjść z tego cało i na tarczy. Udawało mi się to tylko dzięki działaniom, jakie podejmowałam, nie załamując rąk.
Jak przebić się z edukacją w świecie, w którym królują TikTok, Netflix i scrollowanie bez końca?
Przebicie się z edukacją w świecie TikToka, Netflixa i nieskończonego scrollowania to wyzwanie, ale nie jest niemożliwe. Kluczem jest dostosowanie metod nauczania do współczesnych nawyków młodzieży i wykorzystanie ich naturalnych zainteresowań.
Uczniowie są przyzwyczajeni do szybkich, skondensowanych treści. Warto stosować mikro lekcje, podział na krótkie bloki tematyczne i storytelling, aby przyciągnąć uwagę. Gry edukacyjne, quizy, escape roomy, aplikacje – im więcej aktywnego udziału, tym lepiej.

Jakie były największe wyzwania na początku Pani kariery przedsiębiorczej?
Jak to wszystko ogarnąć? Tak myślałam na początku. Z biegiem czasu zrozumiałam, że biznes to małe kroczki do przodu i nie muszę wszystkiego od razu ogarniać. Uczyłam się rozmów z ludźmi, pracownikami, kontrahentami tak naprawdę na własnych błędach. Musiałam nauczyć się dużo o ZUS-ie, podatkach, co mogę, a czego nie mogę. Prawdę mówiąc, przez wiele lat zatracałam się w pracy, kosztem własnego zdrowia czy urlopu, ale kto z przedsiębiorców tak nie robi? Nie znam nikogo, kto prowadziłby własny biznes i potrafił idealnie oddzielić pracę od życia poza pracą.
Kiedy patrzy Pani na swoje życie zawodowe – co jest największym „wow, zrobiłam to”?
Stworzyłam jedną z największych niepublicznych placówek oświatowych w Białymstoku, co roku poszerzam ofertę, co roku jestem w stanie zaproponować nowe, atrakcyjne kursy. To prawie 25 lat mojej pracy i mogę powiedzieć, że jestem tu, gdzie powinnam i w tym czasie, w jakim powinnam. Już nic nie muszę, tylko mogę i to jest piękne!
Jaka była najdziwniejsza rada, jaką otrzymała Pani w biznesie i czy się sprawdziła?
Nie pamiętam żadnej dziwnej rady, ale młodym przedsiębiorcom mogę przekazać kilka własnych: nigdy nie oczerniajcie konkurencji, zawsze dbajcie o współpracowników, najpierw człowiek potem pieniądz. To moje zasady praktykowane przez te wszystkie lata.
Czy miewa Pani momenty, kiedy myśli: „a może rzucić to wszystko i uciec na Bali”? Co Panią trzyma, a może właśnie już Pani jedzie?
Pewnie, że miewam. Im starsza jestem, tym bardziej chce mi się do ciepła. Moim największym sukcesem jest to, że nawet jak pojadę na Bali, to moi współpracownicy zajmą się firmą jak własną i kiedy wrócę, klientów będzie jeszcze więcej. To chyba mój największy sukces!

Emilia Seroka
Właścicielka jednej z największych szkół językowych w Białymstoku oraz ośrodka wspierającego rozwój intelektualny dzieci, młodzieży i dorosłych – Akademii Nauki. Prezeska fundacji działającej na rzecz kształcenia ogólnego. Kobieta spełniona i szczęśliwa – realizuje swoje pasje i wierzy, że marzenia nadają życiu sens. Czerpie radość z czasu i miejsca, w którym się znajduje. Mama najwspanialszej dziewczyny na świecie. Miłośniczka kryminałów i podróży.