Paulina Roszkowska, właścicielka firmy Słodki Azyl mieszczącej się w miejscowości na Podlasiu – Łapach.
Paulina Słodki Azyl to wytwórnia tortów i słodkości, którą zdecydowałaś się otworzyć pół roku temu. Jak wyglądała Twoja droga do tortów, czyli kiedy i gdzie odkryłaś w sobie pasję, że właśnie to chcesz robić?
– Zabrzmi to bardzo banalnie, ale jestem jedną z tych osób, które od dzieciaka miały smykałkę do gotowania – nie tylko słodkości. Jak tak sobie przypomnę, to może i kiedyś myślałam nad tym, że mogłabym robić COŚ związanego właśnie z tym, ale nigdy nie przypuszczałam, że odnajdę się w tortach artystycznych. Lubiłam bawić się w rzeczy typu „handmade’’, ale zawsze byłam na bakier z lepieniem z plasteliny, czy tworzeniem artystycznych wizji. Lubiłam skupiać się na szczegółach, ale jednocześnie lubiłam widzieć szybki efekt, bez zbędnego szczypania się z każdą drobnostką.
Szybko zapomniałam o swoich dziecięcych planach i złożyłam papiery na studia. Początkowo chciałam być fizjoterapeutką, ale los miał inne plany. Koniec końców skończyłam Inżynierię Środowiska na Politechnice Białostockiej z tytułem Magistra Inżyniera Inżynierii Środowiska. I w sumie wtedy to się zaczęło. Mimo tego, że bardzo lubiłam swoje studia i robiłam wszystko, żeby być jak najlepsza, to w międzyczasie zaczęłam zabawę z tortami. Pierwszy, nowoczesny tort, jaki zrobiłam, był dla mojego chłopaka. Ba! Nawet mam zdjęcie swojego pierwszego „artystycznego’’ wypieku. Cały w masie cukrowej – ojjj ile się przy tym namęczyłam, to wiem tylko ja – ale czego się nie robi dla miłości. Całe szczęście, z czasem torty w stylu angielskim odeszły w zapomnienie, a z czasem przyszły nowe umiejętności, nowe efekty i pojawił się zalążek pasji, który chciałam pielęgnować. Okazało się, że moje wypieki naprawdę smakują innym i jakimś cudem, dzięki poleceniom najbliższych zaczęły pojawiać się pierwsze zlecenia. Szczerze mówiąc, nie byłam z tego zadowolona. Owszem, cieszyłam się, że rośnie zainteresowanie moimi tortami, ale nie byłam zadowolona z tego, jak one wyglądają. Ciągle gryzłam się z myślami, czy warto iść w tę stronę, skoro dobrze sobie radzę na studiach i w sumie widziałam siebie w pracy po kierunku. I wtedy nastąpił przełom. Poszłam na pierwsze szkolenie cukiernicze i okazało się, że do wielu rzeczy, które były pokazane na szkoleniu, doszłam sama. Moje poczucie obawy związane z tym, że robię coś źle lub niewłaściwie zastąpiło uczucie ulgi, bo w końcu zdałam sobie sprawę, że jednak coś tam robię dobrze. Z każdego nowego pomysłu, na jaki wpadłam, zaczęłam czerpać wiedzę i wcielać go w życie, starając się jednocześnie zapomnieć o obawach, które ciągle siedzą w mojej głowie. Ze względu na swój charakter nie potrafiłam wyzbyć się tego uczucia całkowicie, ale po ponad 3 latach zrozumiałam, że nie chcę dalej tracić czasu. I tak o to razem z pasją, która, jak się okazało, z zalążka zaczęła kiełkować i wszystkimi moimi obawami powstał mój Słodki Azyl, miejsce, w którym poczułam, że naprawdę mogę się spełniać i robić to, co lubię. Chociaż myślę, że gdyby nie wsparcie wszystkich najbliższych mi osób zwlekałabym z tym jeszcze dłużej – bo to właśnie oni dbali o to, żeby sprowadzać mnie na ziemię z tych moich obłoków czarnych myśli.
Sama niejednokrotnie miałam przyjemność testować Twoje produkty i są naprawdę rewelacyjne, czego efektem jest ilość klientów i brak wolnych terminów. Powiedz, jaki jest Twój przepis na sukces?
Przepis na sukces hmm… to dość duże słowo. Do prawdziwego sukcesu jeszcze długa droga, ale faktycznie zainteresowanie moimi wypiekami rośnie z dnia na dzień. A jak to się stało? Sama nie wiem, to wszystko przyszło tak szybko, że nie zdążyłam się nad tym zastanowić. Na pewno najważniejszą sprawą jest jakość, jaką oferuję swoim klientom, oraz indywidualne podejście. Dbałość o każdy szczegół i traktowanie swoich klientów z szacunkiem, bo to dzięki nim mogę tworzyć to miejsce. Lubię tworzyć torty z pasją, wkładając w nie całe serducho i zawsze jest w nich cząstka mnie. Dbam o to, żeby każdy wypiek, który wyszedł spod moich rąk, cieszył nie tylko oko, ale i podniebienie. Pracuję na produktach wysokiej jakości i sprawdzonych przepisach, których od dziecka przerobiłam dość sporo. Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi, ale w życiu kieruję się jedną zasadą: „Ile dajesz od siebie, tyle wraca‘’, a więc staram się oddawać całą siebie i okazuję się, że to zaczyna działać, bo klienci wracają, a nowi pojawiają się z polecenia, za co jestem przeogromnie wdzięczna.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze w otwarciu działalności?
Najtrudniejsze było i jest dalej ogarnięcie wszystkich formalności. Okazało się, że prowadzenie firmy to nie tylko efekt finalny w postaci tortu. Zanim do niego dojdzie, jest szereg innych, ważnych spraw, których nikt za nas nie zrobi i niekoniecznie są one związane z pasją i jej pogłębianiem. Dodatkowym utrudnieniem, moim zdaniem są czasy i okoliczności, jakie mamy. Oprócz pandemii, która spowodowała, że nic w życiu nie jest pewne, pojawiają się rosnące ceny, co nie sprzyja zdobywaniu nowych klientów i rozwijaniu firmy.
Paulino, wiem, że starałaś się o dofinansowania, ale finalnie się nie udało. Czy zdemotywowało Cię to i zrodziło być może wątpliwości, a może wręcz przeciwnie dostałaś jeszcze większego kopa, by działać?
Jasne! Pierwsze myśli, które się pojawiły to właśnie te najczarniejsze: a może tak miało być? Może się do tego nie nadaję? Może faktycznie wymyśliłam sobie coś, co nie ma racji bytu? Dodatkowo pierwsze negatywne decyzje zbiegły się w czasie z moim wypadkiem, co dodatkowo nasiliło czarne myśli. W pewnym momencie zaczęłam coś zmieniać w swoim myśleniu. Właśnie wtedy okazało się, że mam ogromne wsparcie w ludziach, od których bym się tego nie spodziewała. Postanowiłam przekuć swoje obawy w siłę do działania i stwierdziłam, że chcę pokazać, że mi się uda. Że Słodki Azyl to nie jest fanaberia, tylko mocno przepracowany w głowie temat i że mam na niego konkretny plan. Z pomocą chłopaka i najlepszego wujka zaczęłam remont pracowni. Może nie mam w niej jeszcze wszystkich najlepszych urządzeń, może nie jest w niej wszystko z najwyższej półki, ale sukcesywnie dokładam kolejną cegiełkę do tego przedsięwzięcia i jestem dumna z każdej nawet najmniejszej rzeczy.
Jak sądzisz, co najbardziej wstrzymuje młodych ludzi w decyzji o podjęciu ryzyka, bądź wyzwania, jakim jest własna działalność gospodarcza, czyli bycie na swoim?
Myślę, że najbardziej powstrzymują stereotypy. Młodzi ludzie często boją się iść za tym, co chcieliby robić tylko dlatego, że ktoś im powie, że może tak nie wypada. Społeczeństwo lubi szufladkować i patrzeć przez pryzmat czegoś, czego tak naprawdę nie ma. Sama spotkałam się z opinią typu: „Trochę szkoda, bo w sumie tyle lat studiowałaś i zmarnowałaś tyle czasu‘’, albo ,,Byłaś jedną z najlepszych na roku, zawsze przygotowana, stypendium naukowe, a zdecydowałaś się iść na swoje w zupełnie inną stronę’’. Najlepsze jest to, że tak naprawdę nic nie zmarnowałam, bo właśnie ten czas pozwolił mi odkryć to, czego szukałam od momentu, gdy nauczyciele w szkole zadawali pytanie: „Co byście chcieli robić w przyszłości‘’.
A z perspektywy tego pół roku, co jest Twoim zdaniem najtrudniejsze na początku działalności?
Najtrudniejsze jest zdanie sobie sprawy, że prowadzenie własnej działalności, jest naprawdę ciężką i wymagającą pracą. Nie jest tak, że idziesz do pracy i wracasz po 8h. Wymaga to ogromnego poświęcenia nie tylko swego czasu i siły, ale także czasu z bliskimi co dla młodych osób jest niekiedy ciężkie do przerobienia. Jest to ciągła nauka. Prowadzenie swojego biznesu jest też obarczone ogromnym ryzykiem i konsekwencjami, co często budzi we mnie strach, więc trzeba nauczyć się z nim walczyć, co w moim przypadku nie przychodzi tak łatwo.
Jakbyś miała młodej osobie, która właśnie rejestruje swoją firmę coś poradzić – na co zwrócić uwagę lub o co szczególnie zadbać to coby to było?
Hmm, na pewno nie bać się pytać. Znaleźć osobę, która będzie w stanie wysłuchać i rozwiać wszystkie wątpliwości, które pojawiają się w głowie osoby chcącej zarejestrować swoją działalność. Co więcej? Tego nie wiem. Sama jestem na etapie ciągłej nauki i oswajania się z całą tą papierologią i ciągłymi zmianami, co nie ułatwia sprawy dla młodych przedsiębiorców.
Czy masz już jakieś wyobrażenia na temat tego, jak Słodki Azyl będzie wyglądał za 5 lat?
Wyobrażenia może i są, ale co czas pokaże, tego nie wiem. Na pewno będę dążyła do tego, aby było jeszcze piękniej i jeszcze smaczniej. Chciałabym, aby każdy klient wychodził ode mnie zadowolony i usatysfakcjonowany, a to oznacza, że czeka mnie ogrom pracy. Nie lubię mówić o swoich planach, dopóki czegoś konkretnego nie zacznę z nimi robić, żeby nie zapeszać. Także miejmy nadzieję, że uda się przetrwać ten trudny dla wszystkich czas i będzie pięknie.
A poza Słodkim Azylem, jakie są plany Pauliny Roszkowskiej na najbliższy 2022 rok?
Podobnie jak wyżej moim celem jest rozwój. Nauczenie się trochę odpuszczać, mniej przejmować każdą drobnostką, nie bać się prosić o pomoc lub powiedzieć, że nie dam rady. Rozwijać swoją pasję i dbać o relacje, które są w życiu naprawdę ważne i nadają mu prawdziwy sens. Jeszcze bardziej doceniać małe rzeczy i czerpać z życia jak najwięcej, bo nigdy nie wiadomo co może nam przynieść, czego najlepszy dowodem był 2021 rok, który oprócz ogromnego smutku, bólu i straty przyniósł wiele dobrego. Tak więc w 2022 rok wkraczam silniejsza i bogatsza w doświadczenia, z nadzieją patrząc w przyszłość.
Wywiad przeprowadziła: Marta Molska
Paulina Roszkowska
Z wykształcenia mgr inżynier Inżynierii Środowiska. Z pasji do słodkich wypieków otworzyła Słodki Azyl, w którym spełnia się artystycznie, tworząc nowoczesne torty i inne słodkości. W swoją firmę wkłada całe serce, dzięki czemu zyskała zaufanie klientów, co pozwala jej realizować się jeszcze bardziej.