Priorytety życiowe – praca czy pasja?

Od zawsze należałam do osób, które mają na siebie konkretny pomysł. Kiedy większość moich licealnych znajomych nie miała pojęcia czym chce zajmować się w przyszłości, ja miałam gotowy plan — zostać prawnikiem. Idąc za obranym celem złożyłam dokumenty na konkretną uczelnię, na którą finalnie się nie dostałam. Byłam jednak bardzo zdeterminowana, aby zdobyć „wymarzony zawód” i zdecydowałam się rozpocząć studia prawnicze w trybie niestacjonarnym. Uznałam, że początkowo takie rozwiązanie będzie dla mnie korzystne, gdyż pozwoli mi to na pogodzenie studiów z moją największą pasją, czyli tańcem. W planach miałam jednak przeniesienie się na studia dzienne i poświęcenie wówczas większej uwagi prawniczej drodze rozwoju (zgodnie z powszechnie panującym w społeczeństwie przekonaniem, że z pasji nie da się żyć i trzeba zainwestować swój czas w „prawdziwy zawód”).

Przeniesienie okazało się być dużym wyzwaniem, na które ciężko pracowałam przez trzy pierwsze lata studiów, aż w końcu udało się. W dużym stopniu zawdzięczam to temu, że naprawdę polubiłam ten kierunek. Pewnie trudno sobie wyobrazić studentkę, która z radością przychodzi na zajęcia, skrupulatnie przygotowuje się do egzaminów, bo sprawia jej to przyjemność i chętnie angażuje się w życie wydziału. Tym bardziej cieszyłam się na informację o przeniesieniu, bo przecież dyplom ze studiów stacjonarnych wydziału prawa miał mi w pewnym stopniu zapewnić już dawno zaplanowaną zawodową przyszłość. Z radością rozpoczęłam czwarty rok studiów w nowej, stacjonarnej rzeczywistości…

Nigdy nie spodziewałabym się, że to właśnie rok, w którym udało mi się osiągnąć to na co tak ciężko pracowałam, tak bardzo mnie odmieni. Mój stosunek do studiów pozostał taki, jak dawniej. Pracowałam tak samo ciężko i z taką samą przyjemnością. Jednak poczucie, że koniec pięcioletniego etapu jest coraz bliżej zaczęło napawać mnie poważnymi wątpliwościami. Dodatkowo moje taneczne życie zaczęło rozkwitać, pojawiły się nowe możliwości i perspektywy na przyszłość. Zrozumiałam, jak wielką rolę w moim życiu odgrywa pasja. W związku z czym ogarnęło mnie przerażenie i poczucie ogromnej odpowiedzialności za nieuchronnie zbliżającą się decyzję o tym, jaką ścieżkę zamierzam obrać później. Zaczęłam analizować wszelkie możliwości. Plan, który stworzyłam wiele lat temu okazał się nie być tak kolorowy jak zakładałam. Nie bez powodu powyżej użyłam zwrotów „wymarzony zawód” oraz „prawdziwy zawód”. Zaczęłam się zastanawiać, co to w ogóle oznacza. Co lub kto decyduje o tym, jaki zawód jest prawdziwy i czy ten, który ja uznałam za prawdziwy jest moim wymarzonym? Co takiego sprawiło, że uznałam, że praca prawnika zapewni mi wymarzone życie i czym w ogóle jest moje wymarzone życie?

Przez cztery lata studiów oraz przez czas praktyk w kancelariach miałam okazję zebrać różne doświadczenia. Szczególnie w pamięć zapadły mi słowa mojej uczennicy, córki cenionej prawniczki. „Pani Edytko proszę się w to nie pakować, ten zawód to najgorsze co może się przytrafić”. Z takimi opiniami spotkałam się również ze strony żony radcy prawnego, kilku moich wykładowców i znajomych aplikantów. Opowiadali mi o tym ile muszą poświęcać, jak cierpią na tym ich rodziny i jakie mają marzenia, których póki co nie mogą spełnić (w tym miejscu zaznaczę, że nagromadziłam też wiele pozytywnych przykładów, ale to te wyżej wymienione najmocniej wpłynęły na moje obecne stanowisko). Pomyślałam, że wykreowany w popkulturze obraz odnoszącego sukcesy, bogatego prawnika, na którym opierałam się odkąd rozpoczęłam liceum jest do osiągnięcia, ale za bardzo wysoką cenę – cenę pasji, rodziny, zdrowia psychicznego.

Zmierzając do końca, moim przesłaniem nie jest to, aby odrzucić wszystko w co wierzyliśmy, przez to, że nasza droga w rzeczywistości wygląda inaczej niż zakładaliśmy. Dorosłe życie to ogromna odpowiedzialność. Wypracowanie sobie przynajmniej w jakiejś części stabilnego życia i poczucia bezpieczeństwa powinno należeć do naszych priorytetów. Uważam jednak, że trzeba dać sobie możliwość popełniania błędów i tworzenia nowych perspektyw. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi, zmieńmy całkowicie kierunek lub chociaż trochę zboczmy z obranej trasy. Wyznaczmy sobie co tak naprawdę jest dla nas ważne i co możemy zrobić, żeby to osiągnąć.

Przede mną piąty rok studiów, pewnie najtrudniejszy pod względem podejmowania decyzji. Postaram się jednak, aby moja decyzja stała w zgodzie z wiedzą, którą zyskałam w trakcie studiów. Równocześnie nie zapomnę o swojej pasji i o byciu szczęśliwą. Tego też życzę każdemu czytającemu ten artykuł — nasze szczęście jest na pierwszym miejscu.


Edyta Szachniewicz

Edyta Szachniewicz
Tancerka, instruktorka i studentka V roku na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.

 

You may like